Temat podchwycił Onet. Janusz Schwertner, dziennikarz portalu, zapowiada swój tekst na Twitterze: "To było upokarzające. Weszli do studia i dyskutowali o tym, jak to fatalnie funkcjonuje demokracja na Ukrainie. Dziennikarze, którzy nie widzieli problemu w tym, że z jakiegoś powodu chciano mnie ocenzurować, recenzowali stan demokracji innego kraju".
Tekst ukazuje się z dopiskiem „Tylko w Onecie”. Opublikowany o 16:15, czyli godzinę i 26 minut po artykule w Wirtualnych Mediach.
Z tego tekstu trudno wywnioskować, czy Babakowa wzięła udział w audycji, a początek sugeruje wręcz coś odwrotnego.
Warto tekst dokładnie przeanalizować, bo jest on źródłem kursującego potem fake newsa: Babakowej nie wpuszczono do studia.
Początek jest skonstruowany tak: „miała być wczoraj gościem”, „tuż przed wejściem na antenę dowiedziała się, że w „Trójce” jest już niemile widziana. I że jej wizyty nie życzył sobie zarząd Polskiego Radia”, czyli jak wywnioskowało wielu czytelników (widać to było później na Twitterze i innych mediach społecznościowych), nie wzięła udziału.
Czytamy dalej. Pojawia się cytat z Semki „No niech Pani zostanie”. Ale została czy nie? To się jednoznacznie nie wyjaśnia prawie do końca długiego jak na Onet tekstu. Są kolejne rozważania Babakowej: „chyba teraz lepiej rozumiem ofiary gwałtów i przemocy domowej, chociaż to ja jestem pokrzywdzona, ciągle myślę, co ja mogłam zrobić inaczej, a może jednak wyjść, a może coś powiedzieć na antenie, by pokazać, jakie sytuacji mają miejsce.”. No, ale wyszła czy nie, powiedziała coś na tej antenie czy nie?
I wreszcie w czwartym akapicie od końca w cytacie z internetowego oświadczenia Semki dowiadujemy się: „podjąłem decyzję o zaproszeniu jej do audycji”. Dowiadują się ci, co dotarli do tego fragmentu i czytali uważnie.
Tekst Schwertnera ma około 8000 znaków, 3/4 z tego to cytaty z wersji Babakowej - część z jej wpisu na Facebooku i część specjalnie dla Onetu, 1/4 to zacytowane oświadczenie Semki z mediów społecznościowych. Natomiast tym, których przedstawiono, jako tych, co "nie widzieli problemu w tym, że z jakiegoś powodu chciano [Babakową] ocenzurować", nie dano szansy na przedstawienie, jak naprawdę było. Nie zacytowano też wypowiedzi z Twittera czy portali branżowych.
Pod leadem są cztery podtytuły każdy oznaczony żółtą bombką. Trzy to wypowiedzi Babakowej.
1. "rozmawiali jak gdyby nigdy nic w mojej obecności”
2. znany już Państwu cytat „weszli do studia i dyskutowali o tym, jak to fatalnie funkcjonuje demokracja na Ukrainie. Dziennikarze, którzy nie widzieli problemu w tym, że z jakiegoś powodu chciano mnie ocenzurować, recenzowali stan demokracji innego kraju”
3. Propaganda mediów publicznych w Polsce jest porównywalna do tej w Rosji. Tylko mniej profesjonalna - puentuje z ubolewaniem dr Babakova”
W tekście Babakowa podkreśla jeszcze raz: „Goście przyglądają się sytuacji. Nikt nie zabiera głosu”. (litościwie nie podaje tym razem mojego nazwiska, nie podaje zresztą żadnego).
Ocenę staranności dziennikarskiej i warsztatu dziennikarza Onetu, pozostawiam państwu.
8 marca wieczorem, 9 marca rano
Na Twitterze wciąż królują wpisy, rozpowszechniane masowo: „dziennikarka, ukraińska, wyrzucona przed rozmową”. Ten konkretnie (z 9 marca 6:59) Marcina Bosackiego, niegdyś dziennikarza, do lipca 2016 ambasadora w Kanadzie, teraz opozycjonisty. 88 osób podaje go dalej, 534 lajkują.
Więcej polubień (1072) i retweetów (245) zaliczył Robert Pisarzowski (przedstawia się: polityka & kibic F1 & kolarz amator), który jeszcze 8 marca o 18:33 , zapewne pod wpływem Onetu, napisał: "Dziennikarka Olena Babakova miała skomentować wybory na Ukrainie w "Trójce", ale przed audycją dowiedziała się, że zarząd Polskiego Radia sobie tego nie życzy. (...) Tak wygląda Moskwa w Warszawie."
Podsumowanie
Jeszcze raz podkreślam: nie słyszałem przed programem rozmowy na temat Babakowej, którą ona cytuje, nie byłem świadkiem, jak ją upokarzano. W czasie programu nie było o tym mowy. Babakowa wzięła udział w dyskusji i nie dała po sobie nic poznać.
Początkowo nie chciałem publicznie przytaczać tego, co Państwo przeczytali, nie lubię się zajmować innymi dziennikarzami, ich komentarzami, bitwami medialnymi, od 28 lat jestem dziennikarzem od spraw zagranicznych. O tym, co się wydarzyło, poinformowałem tylko koleżanki i kolegów. Jednak żywotność przekazu Onetu, przekonała mnie, że należy zabrać głos publicznie. I nie chodzi już tylko o obronę mojego dobrego imienia, ale coś więcej.
Zakładam bowiem, że refleksja w świecie dziennikarzy jest możliwa. Jeśli nie będzie można ufać mediom, przynajmniej informacyjnym, to co nam pozostanie?